W końcu! – może krzyknąć grupa zainteresowanych. Wczoraj usługę udostępniono pierwszym użytkownikom w Polsce. Dziś już można napisać, że każdy powinien mieć do niej dostęp. Część serwisów technologicznych miało do niej dostęp przedpremierowo i zdołali ją przetestować. Dzięki takim serwisom jak Antyweb możemy poznać więcej szczegółów. To dobrze, bo w moim przypadku nie wszystko przebiegło pomyślnie.
Udało mi się pobrać aplikację, mogę przeglądać gry, zapisać się do płatnej subskrypcji, dodawać gry, ale grać już nie mogę. Jestem w zasięgu LTE, gdzie nie ma problemu z żadnymi połączeniami, a Google Stadia odmawia posłuszeństwa. Większość czasu spędzam poza zasięgiem sieci Wi-fi. Więc w moim przypadku jest to duży problem. Oczywiście na ten moment, bo biorę pod uwagę fakt, że może to być kwestia danej chwili. Tak nie powinno być, ale jednak.
Google Stadia działa na świecie od około roku, więc start w Polsce powinien być bezproblemowy. Powinien…
Gry w chmurze to ciekawe rozwiązanie. Nie jest pierwszej świeżości. Już od około 10 lat różne firmy próbują coś w tym temacie robić, z różnymi efektami. Czy Google uda się popchnąć to rozwiązanie do przodu? Moim zdaniem nie.
W okolicach 2010 roku pojawiła się usługa Onlive i był to przełom. Co prawda, usługa została przedstawiona już w 2009 roku, ale naprawdę wystartowała w roku następnym. Zapowiadano jej wielką przyszłość, ale coś poszło nie tak i w pewnym momencie została przejęta przez Sony.
Trzeba też zaznaczyć, że na rynku pojawiła się usługa Liquidsky.tv i było to także interesujące rozwiązanie. Bazowało na darmowym pakiecie i minutach do wykorzystania. Jak dobrze pamiętam, był też program dla polecających. Dzięki temu można było przedłużyć ważność konta. Co poszło nie tak z tą usługą? Niestety, ale przestałem śledzić ten temat około 2 lat temu.
W międzyczasie Google kombinowało z rynkiem gier na kilka sposobów. Podniecało ludzi swoją pseudo konsolą Ouya. Później miała pojawić się fantastyczna usługa Yeti. W pewnym momencie spekulowano, że to wszystko zostanie połączone. Na koniec okazało się, że mamy do czynienia z Google Stadia.
Możemy podniecać się, że usługa trafiła do Polski, ale moim zdaniem nic ponad to. Jest to po prostu kolejna usługa od Google, która może będzie rozwijana, a może zostanie uśmiercona za kilka lat. Tak jak w przypadku innych „mniejszych” projektów Google, nie przywiązywałbym się do Stadia. Gigant przyzwyczaił nas do podobnych ruchów, taki jego urok.
Jeśli jesteście zainteresowanie podobnymi rozwiązaniami, to warto przyjrzeć się GeForce Now lub usługę Shadow.